ku pokrzepieniu - dla przeciwników masztów
Warto wspomnieć o pewnej szczęśliwie zakończonaej dla nas i sąsiadów sprawie. Otóż niespełna po sześciu miesiącach od rozpoczęcia przez nas budowy, pocztą pantoflową biegnącą przez okoliczny sklep, otrzymaliśmy wiadomość, że w odległości ok 100 metrów od naszego budowanego domu stanie maszt telefonii komórkowej. Jeden z rolników, za niemałą miesięczną sumkę, zgodził się wdzierżawić operatorowi swoje pole. Nie muszę chyba pisać o naszej reakcji na taką nowinę. Radość z budowy własnego domu w jednej chwili zniknęła - długo bowiem zastanawialiśmy się nad budową w tym miejscu, a tutaj taki cios... O szkodliwości promieniowania nadajnika sporo się naczytaliśmy, a dodatkowo z okna wykuszowego w jadalni, spoglądając lekko w lewą stronę mielibyśmy taki oto mniej więcej widok:
Sprawę wziął w swoje ręce mój mąż - wraz z kilkoma innymi osobami poruszył niebo i ziemię: zbierał podpisy pod sprzeciwem, regularnie odwiedzał wójta gminy, kontaktował się z instytucjami zajmującymi się walką z tego typu inwestycjami na terenach zabudowanych, słał pisma do właściciela działki gdzie miała stanąć wieża, poinformował lokalną prasę, która nagłośniła sprawę.
I wiecie co? udało się , chociaż na początku nikt w to nie wierzył. Masz stoi teraz w szczerym polu, widać go gdzieś na horyzoncie z naszej działki ale nie jest to widok w oknie, gdzieś za płotem sąsiada. Widok z jadalni pozostał niezmieniony. Walczcie więc o swoje, bo warto.